poniedziałek, 13 lipca 2009

Wyprawa partnerska - podstawa to umowa

Ostatnie 15 lat przyniosło ewolucję alpinizmu jako sportu. Z dyscypliny elitarnej stał się sportem masowym. Pojawiło się zapotrzebowanie społeczne na organizację wypraw alpinistycznych dla szerokiego grona ludzi, którzy nie mają doświadczenia w tego typu działalności. System, w którym działały Kluby Wysokogórskie Polskiego Związku Alpinizmu i system oparty na usługach przewodnickich jest obecnie raczej niewystarczający. Organizacja wypraw narodowych i klubowych PZA oparta jest na promowaniu najlepszych. Z jednej strony jest zrozumiałe, ale z drugiej ogranicza możliwości wyjazdu mniej utalentowanym alpinistom. System ten ma swoje korzenie w epoce PRL-u, gdzie wyjazd zagraniczny był politycznie i finansowo trudnym przedsięwzięciem, dlatego kluby PZA zawsze starały się wysłać najlepszych wspinaczy, którzy mieli potencjalnie największe szanse na sukces. Natomiast system przewodnictwa dobrze działający w poszczególnych grupach górskich, takich jak Tatry czy Alpy nie rozwinął się równomiernie na innych kontynentach i do dzisiaj są regiony górskie, gdzie przewodnictwo w ogóle nie działa. Odpowiedzią na nowe zapotrzebowanie społeczne jest działalność podmiotów organizujących wyprawy alpinistyczne. Organizatorzy tych wypraw posługują się umową o tzw. wyprawę partnerską. Umowa o wyprawę partnerską rozwija się w wielu krajach od Andów po Himalaje. Jej korzenie sięgają lat 70-tych, gdy słynny himalaista Reinhold Messner zaczął organizować tego typu wyprawy m.in. na hindukuski Noszak. Wyprawy partnerskie budzą kontrowersje w środowisku alpinistów, ponieważ jego część jest przeciwna komercjalizacji tego sportu, nie dostrzegając przy tym, że są one odpowiedzią wynikającą z rozwoju alpinizmu jako sportu oraz postępu świata w ujęciu globalnym. Również pod kątem prawnym zjawisko wypraw partnerskich jest ciekawym problemem. Z pewnością należy dociekać co, oprócz liny, łączy alpinistów podczas wspinaczki, ewentualnego wypadku i w ogóle na wyprawie. Uważam, że należy prowadzić naukową i społeczną dyskusję również nad konstrukcją umowy o wyprawy partnerskie, nad jej elementami przedmiotowo istotnymi, dużo też zależy od postawy organizatorów i zwykłej uczciwości stron. Być może za kolejne dziesięć lat trafi do kodeksu cywilnego, podobnie jak umowa leasingu, która obecnie jest umową nazwaną, a w jeszcze latach 90-tych wielu ludzi nie wiedziało jak napisać jej nazwę poprawnie. Z pewnością nie można jednak powiedzieć, że zagadnienie tych umów w ogóle nie istnieje lub, że jest z gruntu rozwiązaniem złym. Osobiście uważam, że umowa ta ma przed sobą dużą przyszłość. Istotą umowy partnerskiej jest założenie, że organizator jest odpowiedzialny za sprawy logistyczne, natomiast akcję górską uczestnicy prowadzą samodzielnie, na własną odpowiedzialność. Na wyprawie jest obecny przedstawiciel (przedstawiciele) organizatora, który kieruje sprawami logistycznymi, spełniając rolę kierownika technicznego. Jednak przedstawiciel ten nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody i krzywdy, jakie mogą ponieść uczestnicy wyprawy podczas akcji górskiej. Taki model jest powszechny w Nepalu, na wyprawach himalajskich, również na szczyty ośmiotysięczne. Czasami jednak przedstawiciel organizatora wspina się razem z uczestnikami wyprawy, służąc swoją pomocą w kwestiach technicznych i taktycznych zdobywania góry. Jednak z faktu, że organizator wspina się razem z uczestnikami nie wynika to, że to właśnie on odpowiada za ich bezpieczeństwo w górach. Mówiąc inaczej, uczestnik wyprawy nie powinien znaleźć się w miejscu, w którym bez opiekuna nie jest w stanie dać sobie rady. Bowiem istotą umowy o wyprawę partnerską jest formalna i faktyczna samodzielność każdego członka wyprawy, w takim zakresie, w jakim jest to możliwe. Ich samodzielność jest ograniczona tylko przez te elementy, które pozwalają samej wyprawie dojść do skutku. Za tym idzie ponoszenie pełnej odpowiedzialności za swoje czyny w górach i nie przerzucanie na osoby trzecie (przewodnika, organizatora) odpowiedzialności za bezpieczeństwo uczestników czy powodzenie wyprawy. Przeciwnicy umów o wyprawę partnerską niesłusznie przypisują mu rolę przewodnika. Otóż nie może być przewodnikiem osoba nieposiadająca takich uprawnień, pomijam fakt, że w wielu rejonach górskich nie można stać się przewodnikiem, gdyż nie istnieją organizacje, które prowadziłyby tego typu szkolenia. Więcej, nawet jeżeli przedstawiciel organizatora jest przewodnikiem, ale nie występuje w tej roli na wyprawie partnerskiej (chociaż może), to również nie ponosi odpowiedzialności ani za powodzenie wyprawy ani za bezpieczeństwo uczestników. Chodzi o to, aby uczestnicy mogli zawdzięczać wejście na szczyt sobie, a nie osobom trzecim, które będą ich ciągnąć na linie podczas wejścia, a w momencie niepowodzenia będą spełniać rolę „chłopca do bicia”, czyli osoby, na którą można zrzucić winę za niepowodzenia. Ta sama zasada obowiązuje w przypadku wystąpienia na wyprawie nieprzewidzianych okoliczności. Wiadomo, że górska ekspedycja jest narażona na wiele problemów, chociaż by dlatego, że często działa na odludnych terenach, gdzie pomocy mogą udzielić przede wszystkim towarzysze wyprawy. Dlatego kłopoty wyprawy nie są tylko kłopotami organizatora, ale całej grupy. Każdy z członków wyprawy jest zobowiązany dbać o własne zdrowie i życie, ale też o życie kolegów z zespołu. Powyższe zasady są ujęte w umowie o wyprawę partnerską. Oczywiście umowa wskazuje też wyraźnie cel wyprawy (nazwa góry, nazwa wybranej drogi), jej koszt, czas trwania ekspedycji. Ponadto znajdziemy w niej zapisy, że członkowie wyprawy partnerskiej, w celu zwiększenia szans powodzenia ekspedycji decydują się na wspólny wyjazd i tworzą zespół. Na jego leadera powołują osobę, najczęściej najbardziej doświadczoną, może nim zostać również wspinający się przedstawiciel organizatora. Takie rozwiązanie jest często spotykane i wtedy jest on nie tylko kierownikiem logistycznym wyprawy, ale również kierownikiem akcji górskiej. Członkowie wypraw powinni stosować się do wskazówek i zaleceń kierownika, ale to do nich należą decyzje ostateczne związane z ich osobą. Natomiast uczestnicy wyprawy są zobowiązani do aktywnej pracy na rzecz całego zespołu i do przestrzegania zasad etyki górskiej. W umowie zawarte jest też stanowisko stron w kwestii wynajmowania na wyprawę licencjonowanych przewodników (jeżeli tacy prowadzą działalność w danym rejonie), tragarzy wysokościowych, lekarza. W praktyce zazwyczaj wymienia się szczegółowo w postanowieniach, do czego obowiązuje się organizator, co wchodzi w skład jego obowiązków, a co nie (ubezpieczenie, transport, wyżywienie, noclegi, załatwianie pozwoleń, permitów, sprzętu, itd). Wszystkie elementy umowy strony powinny przedyskutować szczegółowo, aby uniknąć konfliktów np. co do standardu hoteli. W umowie o wyprawę partnerską najczęściej zamieszcza się też zapisy o niepodnoszeniu przez członka wyprawy roszczeń przeciwko organizatorowi, jak również przeciwko innym członkom wyprawy z tytułu następujących okoliczności:
- warunki atmosferyczne podczas wyprawy,
- kondycyjne i techniczne przygotowanie uczestników,
- stan zdrowia, w jakim uczestnik rozpoczyna i kończy wyprawę,
- sukces w postaci wejścia na szczyt,
- wyposażenie członka w sprzęt alpinistyczny i jego jakość oraz za umiejętności posługiwania się nim.

Są również zamieszczone postanowienia o zasadach odstąpienia od uczestnictwa w wyprawie, zarówno przed jej rozpoczęciem jak i już podczas jej trwania. Zazwyczaj jeśli członek wyprawy odstąpi od uczestnictwa przed rozpoczęciem wyprawy, organizator zwróci mu tę część środków, która nie została do tego momentu wykorzystana na organizację ekspedycji. Jeśli środki finansowe zostaną już przekazane na rzecz osób trzecich, to zwrot jest możliwy w zasadzie tylko wtedy, gdy w miejsce członka wyprawy, który od niej odstępuje, weźmie w niej udział inna osoba.

Członek wyprawy nie może żądać zwrotu wniesionych środków w następujących przypadkach:
- zakup bezzwrotnych biletów promocyjnych przez organizatora,
- odstąpienie członka wyprawy od uczestnictwa już w trakcie wyjazdu z przyczyn zdrowotnych, braku kondycji, niemożliwości porozumienia się z pozostałymi członkami grupy lub kierownikiem wyjazdu.

W umowie najczęściej znajduje się klauzula, potwierdzająca, że uczestnik zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie ze sobą uprawianie alpinizmu. Jest świadomy, że mimo zachowania wszelkich zasad bezpieczeństwa, może ulec wypadkowi, który zakończy się jego trwałym kalectwem lub śmiercią. W klauzuli tej uczestnik również oświadcza, że alpinizm uprawia z własnej, nieprzymuszonej woli, wyłącznie na własną odpowiedzialność, dlatego z tytułu ewentualnego wypadku nie będę podnosił żadnych roszczeń w stosunku do osób trzecich. Uczestnik musi też odnieść się do swojego stanu zdrowia, które jest na tyle dobre, że pozwala na wzięcie udziału w wyprawie i nie istnieją żadne, wiadome uczestnikowi, medyczne przeciwwskazania do podjęcia takiego wyzwania.

Przeciwnicy umów o wyprawy partnerskie zdają sobie sprawę, że górach nie da się uniknąć wypadków, że ryzyko jest nieodłącznie związane z alpinizmem. Podnoszą, że brak prawnej reglamentacji wspinania nie może prowadzić do braku odpowiedzialności za wypadki w górach187. Wskazują, że brak prawnej odpowiedzialności za wypadki powinien odnosić się wyłącznie do sytuacji, w których uczestnicy byli właściwie poinformowani o występującym ryzyku i zdawali sobie sprawę z kwalifikacji towarzyszy wyprawy. Jednocześnie przywołują przykłady wypadku 2005 roku na kaukaskiej Uszbie, który zdarzył się w ramach wyprawy partnerskiej. Organizator zastrzegł, że nie odpowiada za bezpieczeństwo jej uczestników. Niestety nie jest to przykład najlepszy, bo dwóch uczestników wypadku to taternicy, po pełnych szkoleniach w PZA. Z pewnością wiedzieli dokąd jadą. Uświadamiająca rola organizatora nie ma tu nic do rzeczy, ponieważ on od samego początku odpowiadał tylko za logistykę wyjazdu, z górską działalnością nie miał nic wspólnego, więc wydaje się, że nie ma podstaw, by obarczać go winą za wypadek. Podczas wypadku z pewnością zasady bezpieczeństwa zostały naruszone, dlatego należy postawić pytanie, czy jest podstawa do dochodzenia roszczeń za nienależyte lub niewystarczające wyszkolenie uczestników wypadku przez PZA. Uważam, że nie ma takich podstaw. Szkolenie przygotowuje do samodzielnego wspinania w górach, ale nie gwarantuje nabycia doświadczenia, którego najprawdopodobniej zabrakło uczestnikom wypadku. Jak podnoszą przeciwnicy wypraw partnerskich, są organizatorzy, którzy od uczestników faktycznie nie wymagają żadnych umiejętności i nie dbają o zasady bezpieczeństwa, ale są też tacy, którzy wymagają, w zależności od aspiracji kandydata: rozmowy kwalifikacyjnej, testu sprawnościowego, przedstawienia wykazu przejść, posiadania karty taternika, a przygotowania choć by do wyjazdu w Alpy mogą trwać nawet rok czasu, w zależności od poziomu początkowego prezentowanego przez kandydata. Ich dbałość o bezpieczeństwo widać też w statystykach wypadków. Są też przypadki, gdzie kandydat na wyprawę nie spełnia wymagań organizatora i nie uzyskuje kwalifikacji na dany wyjazd. Co wtedy robi? Najczęściej nie godzi się z jego opinią i zaczyna szukać innego podmiotu, który spełni jego oczekiwania. Zgadzam się z opinią, że czasem sama decyzja o górskiej wyprawie może być uznana za nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa. A czasem ostrożny organizator jest pozywany przez klientów, którzy uważają, że można było posunąć się dużo dalej, a miernikiem udanej wyprawy jest dla nich tylko i wyłącznie zdobyty szczyt. I w tym momencie uczestnik wyprawy, konsument - jak proponuje J. Czabański, nagle przestaje być laikiem nie potrafiącym niczego ocenić. Pozostaje do wyjaśnienia problem, czy człowiek biorący udział w wyprawie partnerskiej jest konsumentem? Jeżeli odpowiemy twierdząco, to za każdą szkodą wyrządzoną uczestnikowi wyprawy-konsumentowi odpowie organizator, bo on jest odpowiedzialny za produkt proponowany drugiej stronie. W związku z tym nie można ograniczać czy wyłączać odpowiedzialności organizatora względem uczestnika.
Moim zdaniem tak nie jest. W sprawach logistycznych uczestnik będzie konsumentem, ale w sprawach akcji górskiej nie. Szczególnie, jeżeli sam rezygnuje z wynajęcia przewodnika, a tak jest najczęściej. Łatwo jest przyjąć stanowisko, automatycznie rozciągające działanie 385³ k.c. na stosunek organizator wyprawy-uczestnik. Ale nieudana wyprawa alpinistyczna to nie zepsuta pralka czy lodówka. W kwestii feralnego wyjazdu na Kaukaz wiadomo, że organizator od początku miał tylko załatwić logistykę, zawieźć ludzi na miejsce. W górach mieli działać sami. I teraz jak tu wykazać, że klauzula wyłączająca odpowiedzialność organizatora za wypadki, którą strony podpisały nie ma zastosowania? Wydaje się, że nie będzie miał znaczenia też fakt, że organizatorzy nie ograniczają się wyłącznie do oferowania usług logistycznych (przejazd, zakwaterowanie, itp.) i swoich reklamach jasno wskazują określone szczyty górskie jako cele wyprawy. Jeżeli kandydat, w ramach swobody decyzji, sam rezygnuje z usług przewodnickich, z takich czy innych powodów, to czy można potem uznawać, że klauzule wyłączające odpowiedzialność organizatora zawarte w umowie partnerskiej nie są wiążące? Sama zgodność treści postanowienia umowy o wyprawę partnerską z którymś z przykładów objętych wyliczeniem z art. 385³ k.c. nie przesądza jeszcze o bezskuteczności tego postanowienia. Postanowienia te nie są, jako takie, zabronione w obrocie. Klauzula o treści odpowiadającej przykładowi nie jest nieważna (bezskuteczna) w ogóle (nie jest, sama w sobie, "niedozwolonym postanowieniem umownym"), a jedynie bezskuteczna, jeżeli spełnione są przesłanki klauzuli generalnej art. 3851 § 1. Natomiast przesłankami uznania konkretnego postanowienia za "niedozwolone postanowienie umowne" w rozumieniu art. 3851 § 1 między innymi są:
- postanowienie umowy "nie zostało uzgodnione indywidualnie",
- jednoznacznie sformułowane postanowienie nie dotyczy "głównych świadczeń stron",
- postanowienie kształtuje prawa i obowiązki konsumenta w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy.

Brak przewodnika na wyprawie jest uzgadniany, kwestia ta należy do grupy głównych świadczeń, a skoro uczestnik sam o tym decyduje, to nie można mówić o naruszaniu jego interesów. Te przesłanki abuzywności nie są spełnione.
Wydaje mi się, że w takiej sytuacji nie można wykluczać skuteczności klauzul wyłączających odpowiedzialność organizatora. W przeciwnym razie nie dojdzie do zawarcia umowy. W przypadku wykluczenia skuteczności powyższych klauzul doprowadziłoby to do uprawiania przez uczestnika wyprawy sportu ekstremalnego na wyłączne ryzyko osoby trzeciej, jaką jest w tym momencie organizator.

Rozważania o odpowiedzialności karnej warto poprzedzić przykładem: Wiosną 2005 roku, jedna z najlepszych agencji w Polsce, prowadzona przez uznanego himalaistę, zorganizowała wyprawę na szóstą górę świata – Cho Oyu. W jej wyniku jeden z klientów stracił siedem odmrożonych palców u nóg. Czy organizator powinien za to odpowiedzieć karnie? Według mnie nie. Ponieważ skuteczne przewodnictwo po ośmiotysięcznikach to fikcja. Aby mieć tego świadomość nie potrzeba być na tej wysokości, wystarczy odrobina wyobraźni. Organizator jest na miejscu, opiekuje się grupą, podpowiada, doradza, ale nikomu nie zakaże ataku szczytowego, może jedynie stanowczo odradzić. Natomiast z umowy wiążącej strony jasno wynika, kto ponosi ryzyko za próbę zdobycia szczytu w czterdziestostopniowym mrozie. Nie jest to organizator, bo ten zawsze powie „nie”, w trosce o życie i zdrowie uczestnika. Jeżeli uczestnik stawia na swoim, to przyjmuje pełną odpowiedzialność za swoją decyzję. W tej konkretnej sprawie pokrzywdzony nie wnosi żadnych roszczeń. Według J. Czabańskiego z pewnością mógłby, zarówno on jak i prokurator na mocy art. 160 k.k192. Wydaje się jednak, że organizator działając na rzecz uczestników i organizując ekstremalna wyprawę nie podpada pod ten artykuł, ponieważ nie występuje tu element winy, który jest niezbędny do zaistnienia przestępstwa z art. 160 k.k.

{tekst zaczerpnięty z "Prawo w górach. Rozważania o rozporządzeniu w sprawie uprawiania alpinizmu." Praca dyplomowa napisana pod kierunkiem dr Ryszarda Piotrowskiego. Uniwersytet Warszawski Wydział Prawa i Administracji Podyplomowe Studium Zagadnień Legislacyjnych. Autor: Bogusław Magrel. Pobierz oryginalny tekst [.doc / 500 kB]}

2 komentarze:

 

wyprawy partnerskie, przewodnik górski, wyprawy górskie