czwartek, 23 lipca 2009

Kto jest przewodnikiem a kto nie?


Interesujący tekst Bogusława Kowalskiego pt. "Rozprawka o górach i o tych, którzy tam zarabiają" - znajduje się na portalu wspinanie.pl


Oto fragment dotyczący usług świadczonych przez przewodników, instruktorów i wypraw partnerskich:


Na rynku europejskim funkcjonują dwie organizacje zrzeszające przewodników górskich: UIMLA oraz UIAGM.

Pierwsi z nich zrzeszeni są w Polsce w Stowarzyszenie Międzynarodowych Przewodników Górskich LIDER (SMPG). Zgodnie z informacjami ze strony internetowej tej organizacji przewodnicy UIMLA "nie mają prawa prowadzić po drogach wspinaczkowych skalnych i lodowych, czyli tam, gdzie trzeba używać sprzętu wspinaczkowego", a także nie mogą prowadzić "wycieczek w tereny górskie charakteryzujące się występowaniem lodowców (np. Mont Blanc itp.), jak i wymagające technik wspinaczkowych (drogi wspinaczkowe, wysokogórskie o charakterze wspinaczkowym). W związku z tym posługiwanie się symbolami UIMLA w tych miejscach jest wykroczeniem przeciwko organizacji i może narazić na przykrości." Jak jest w rzeczywistości, pokazuje lektura ofert ze stron internetowych członków tego stowarzyszenia. Choć być może, w istocie wejścia na Mont Blanc odbywają się bez liny. Tylko gdzie w takim razie jest odpowiedzialność za klienta?

UIAGM w Polsce reprezentuje Polskie Stowarzyszenie Przewodników Wysokogórskich (PSPW), które zrzesza wysoko wykwalifikowanych fachowców. Ich kapitał to duże doświadczenie górskie, staże i szkolenia. Ich kompetencje są naprawdę wysokie, tak samo jak ceny. Ale wchodzenie na szczyty górskie nie jest rzeczą niezbędną do życia, a za luksusy oraz jakość należy odpowiednio zapłacić.

Odpowiedzią na wysokie ceny jest tak zwana "wyprawa partnerska". Cóż to za dziwo? Nic innego jak przewodnictwo, tylko w zakamuflowanej formie. Owszem na takiej wyprawie stosunki bywają partnerskie, ale nie da się ukryć faktu, że istnieje tu relacja usługodawca - klient. Za odpowiednio niską cenę otrzymujemy w tym wypadku odpowiednio niską jakość. Zdarza się, że rzemiosła górskiego uczą się tu zarówno usługobiorcy, jak i usługodawcy. Czym może się taka nauka skończyć świadczą wypadki na Uszbie, Matterhornie, czy Rysach.

Partnerstwo w prawdziwym tego słowa znaczeniu jest wtedy, gdy Heniu i Stachu umówią się i pojadą załoić jakąś górę. Jednak, gdy Heniu za udział w wyjeździe płaci Stachowi, to mamy do czynienia z usługą. A ta może odbywać się zgodnie z prawem lub z jego pominięciem. Niestety czarnym przewodnictwem parają się nie tylko osoby niedoświadczone, ale także powszechnie znani pogromcy ścian i szczytów.

Żeby obraz był całkowity, należy opisać również proceder przewodnictwa wśród instruktorów PZA. Nie ma w tym nic złego o ile posiadają oni dodatkowe uprawnienia. Niestety w wielu przypadkach tak nie jest. Niektórzy zajmują się przewodnictwem pod przykrywką tak zwanych szkoleń alpejskich. Inni wprost informują o swojej ofercie, na sprzedaż której "nie mają papierów". Zgrozą wieje, gdy instruktorzy (choć ta uwaga dotyczy wszystkich parających się czarnym przewodnictwem), wprowadzają "na Blanka" po sześciu i więcej klientów. Ironizując można by rzec, że tacy "przewodnicy" są lepsi od tych z UIAGM, w tym od lokalnej elity z ENSA. Bo przecież ci z papierami mogą wziąć ze sobą co najwyżej dwie osoby. Nikły uśmiech znika mi z ust, gdy wyobrażę sobie statystycznie nieunikniony wypadek.


Całość czytaj tutaj: www.wspinanie.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

wyprawy partnerskie, przewodnik górski, wyprawy górskie